Reklama

Kultura

Horror ze Szkocji: Kosmiczna bzdura (recenzja)

Antoni Adamski
Dodano: 02.02.2014
10608_Teatr_1
Share
Udostępnij
Premiera „Kosmonauty wiadomość ostatnia do kobiety, którą kochał w byłym Związku Radzieckim” szkockiego autora Davida Greiga w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie wzbudza bezgraniczne  zdumienie: jak w ogóle ktoś mógł coś takiego wystawić? I po co?

W kabinie pojazdu kosmicznego już dwunasty rok krąży wokół Ziemi dwóch radzieckich kosmonautów: starszy i młodszy. Zapomniano o nich, gdy upadł Związek Radziecki. Co gorsze oni sami nie  mogą przypomnieć o sobie, gdyż przestał działać system łączności. Kosmonauci  ubrani są nie w skafandry, lecz w wypchane dresy w brudnozielonym kolorze. Identyczne jak dres, który nosi Ferdynand Kiepski w telewizyjnym serialu. A ponieważ – w przeciwieństwie do pana Ferdka – zdobywcy kosmosu nie dysponują piwem, nastroje są podłe. 
 
Starszy kosmonauta  chce zabić młodszego, bo ma dosyć jego towarzystwa. Młodszy również miewa mordercze zamiary, ale o mniejszym nasileniu. Agresywny nastrój  przeplata się z sentymentalnym: obaj wspominają miłości swego życia. Starszy – córkę, młodszy – dziewczynę. W końcu ten pierwszy decyduje się na zrobienie czegoś pożytecznego. Nakłada skafander i wychodzi w przestrzeń kosmiczną, aby naprawić łączność. Nie wraca już z nieudanej wyprawy: łączność dalej nie działa. Młodszy w dzienniku pokładowym pisze ostatnią wiadomość: o tym że kochał tamtą dziewczynę. Później podpala stację kosmiczną, nie bacząc na fakt, iż także dziennik z jego wyznaniem ulegnie zniszczeniu.
 
Gdyby kosmonauci wiedzieli, co dzieje się na Ziemi, nie spieszyliby się z powrotem. Córka starszego z nich pracuje bowiem w seksbiznesie w Londynie, gdzie poznaje urzędnika państwowego na ważnym stanowisku. Starszy pan zaczyna darzyć ją uczuciem. Rzuca żonę i znika. Nie, nie z dziewczyną. Córkę kosmonauty przejmuje bogaty Norweg, który zabiera ją z seksklubu i wywozi do Norwegii, gdzie kupuje jej mieszkanie.
 
Tymczasem osamotniona żona urzędnika państwowego sens życia i nową miłość odnajduje w południowej Francji.  Podąża tam… gdyż na krawacie zaginionego męża zobaczyła nadrukowaną górę St. Victoire, którą malował Cezanne. Co ciekawe: samotnej Angielce nie podobał się ani krawat męża, ani malarstwo Cezanne'a! Itd. itp. – bez końca. Wobec akcji sztuki scenariusze polskich seriali TV wydają się wykwitem intelektu najwyższej próby.
 
W  Rzeszowie doszło do katastrofy gorszej niż w kosmosie. Podejrzewam, iż sztuki Greiga nikt u nas nawet nie przeczytał przed skierowaniem jej na deski sceniczne. Jest to bowiem sztuka dla nikogo o niczym. O mechanizmach upadku ZSRR, które doprowadziły do pozostawienia kosmonauty w kosmosie – wypadek autentyczny – nie ma ani słowa. Autor mógł przeczytać choćby kilka popularnych gazet na ten temat (o fachowych publikacjach nawet nie wspomnę). Bohaterowie są postaciami schematycznymi. Greig nie sili się nawet na pozory prawdopodobieństwa psychologicznego. Przyjmuje gotowe schematy np. długotrwały brak tatusia owocuje pracą córki w seksbiznesie. Bohaterowie mają przy tym zagadkowe obsesje, które kwalifikują ich na leczenie psychiatryczne. Np. Norweg chce za wszelką cenę zdobyć taśmę z nagraniem, na której słyszymy… chrapanie. Do tego wszystkiego dorabia się ideologię o „samotności człowieka”, który „pragnie miłości” itd. Słyszałem to już  tysiące razy w dużo lepszym wydaniu.
 
Aktorzy bohatersko zmagali się z tekstem. Robili co mogli, a mogli niewiele. Na uwagę zasługuje skromna, bardzo sugestywna scenografia Zofii Mazurczak. Videoprojekcje Wacława Marata poprzez działanie obrazu starały się ukryć pustkę tekstu.
 
Spektakl widziałem w dzień po premierze: w sobotę, 1. lutego. Widownia  zapełniona była zaledwie w połowie. Co będzie dalej? Publiczność w Rzeszowie nie jest w ciemię bita. Widz głosuje nogami, wybierając to, co warto obejrzeć. Kolejny miesiąc tłumnie wali więc na komedię „Prawda” w Teatrze Bo Tak. Kto potrzebuje sztuki cięższego kalibru, idzie na spektakl do Teatru Przedmieście, w którym widownia wypełniona jest przeciętnie w 90 procentach. Skutecznie pozyskuje dorosłą widownię Teatr Maska. Teatr im. W. Siemaszkowej  dostaje stałą subwencję od samorządu i o skutki swojej działalności martwić się nie musi. 
 
Reżyseria Steve Livermore
Scenografia Zofia Mazurczak
Opracowanie muzyczne Steve Livermore, Adam Słowik
Ruch sceniczny Dariusz Brojek
Videoprojekcje Wacław Marat
Obsada: Małgorzata Machowska, Małgorzata Pruchnik, Robert Chodur, Paweł Gładyś, Józef Hamkało, Adam Mężyk, Piotr Napieraj 
 
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy