O sobie: Po wielu latach pracy jako lektorka języka angielskiego oraz DOS (director of studies) własnej szkoły językowej, postanowiłam skupić się na czymś co, na ogół, bywa mało intratne, a konkretnie na literaturze. Czytam, piszę, publikuję w periodykach literackich w Polsce, USA, na Bałkanach, wydaję książki poetyckie (do tej pory 7), tłumaczę poezję Emily Dickinson (zuchwale aspirując do kanoniczności przekładu), wyjeżdżam na festiwale literackie oraz do domów pracy twórczej (Szwajcaria, Hiszpania); wciąż uczę oraz uczę się języków. O blogu: Będą to moje noty i wtręty kuLturalne i kuRturalne, głównie literackie, a nawet poetyckie. Nie mam doświadczenia w pisaniu blogów. Przeczuwam, że w sensie "gatunku literackiego" najbliżej mu do sylwy ponowoczesnej, czyli postmodernistycznej (sylwa: dzieło nierespektujące jednorodności gatunkowej, głównie poetyka kolażu; negatywne odwoływanie się do zastanych wzorców; heterogeniczność gatunkowa; sygnalizowany przez autora zamysł zburzenia wewnętrznej spójności utworu). O! W miarę doświadczenia, moja informacja o blogu (a może i o sobie) będzie ewoluować; zmieniać się na lepsze lub gorsze, w zależności od tego, kto i jak życzliwy czyta.
NASZA KLASA analogowa
Dodano: 30-09-2013
W rocznicę wcale nie okrągłą, nawet nie w maju, tylko we wrześniu, spotkaliśmy się pod czystym pretekstem spotkania. Od czasu ukończenia liceum był to, bodaj, już czwarty raz kiedy do takiej konfrontacji dziejowej doszło. Zaledwie czwarty, a może już czwarty?
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że w naszym szkolnym gronie, obecnie lekarzy, prawników, ekonomistów, filologów, inżynierów, geodetów, strażników prawa (tajnych również), prywatnej inicjatywy, urzędników, nauczycieli, przedstawicieli handlowych, księgowych, rentierów, rencistów, emerytów, ... , prawie nikt nie używa Internetu na co dzień jako środka komunikacji społecznej. Wnioskuję to po braku adresów mailowych u większości przedstawicieli Naszej Klasy. A ci nieliczni, którzy mają adresy, nie używają ich, lub używają od wielkiego dzwonu, albo wyłącznie zawodowo. Dosłownie dwie osoby, spośród kilkudziesięciu uczniów Naszej Klasy, używa Face Booka. Jaki stąd wniosek?
Zacznę od minusów. Organizatorka spotkania, Nasza Basia Kochana, nie mogła (nawet gdyby chciała) stworzyć bazy danych aby jednym kliknięciem powiadamiać Klasę o tym, że kroi się impreza, że jest tu i tam, wtedy i wtedy, w takiej a takiej niewyobrażalnie skromnej kwocie, itd, itp. Lub że nastąpiła zmiana i kwota zaczyna rosnąć, a raczej się urealniać. Oraz że wnoszenie alkoholu do lokalu to przeżytek rodem z PRL-u.
Ale przecież „my som“ rodem z PRL-u! I świadomość, że trzeba wynegocjować jak najniższą cenę zabawy oraz mieć własną flaszkę, trzymała nas przy życiu w komunie. Własna wódka w karmanie to honor, a nie odwrotnie, bo takie geszefty jak knajpy zawsze były państwowe, więc jakby niczyje, a jeśli niczyje to znaczy, że nikt na tym nie traci. Trzeba więc osobiście czuwać żeby się zabawić w najkorzystniejszej cenie (teraz się mówi konkurencyjnej). Skąd nagle mamy wykrzesać styl dla nas nienaturalny, snobistyczny, nieżyciowy, frajerski?
Tak więc Nasza Basia Kochana, obdzwaniała co i rusz Naszą Klasę na własny koszt i kosztem wolnego czasu aby ustalić wspólną strategię i filozofię działania oraz kompromisy nowego systemu życia w kapitalizmie. Z komórki, bo co jak co, większość z nas używa telefonów komórkowych, a nawet usługi SMS, czyli short message service (miało się angielski w szkole !).
Plusy. W XXI wieku, choć otoczona, obwarowana generacją własnych dzieci, a nawet już generacją wnuków klikających w Internecie wszystko (dobranocki, pornosy, pogodę, mapy, rozkłady lotów, bilety lotnicze, bilety do kina i na pociąg czy autobus, zakupy, sprzedaże, diety, rozrywkę, rezerwację stolika w pubie, a nawet e-książki oraz „przyjaciół“), Nasza Klasa jest świeża i wolna od tego uzależnienia. My jesteśmy pokoleniem, które wciąż musi dotknąć, pomacać, zagadnąć, zanim podejmie działanie, zamówi, nabędzie, zawierzy, zaprzyjaźni się, rozerwie. A ten akt pomacania to nie byle klik-klik i już zapadła nieodwracalna decyzja. Nasze pomacanie to rozmowa telefoniczna, spotkanie, zastanawianie, naradzanie w gronie rodziny, zadawanie dodatkowych pytań, rozważanie szans. Nasze pomacanie to już akt społeczny sam w sobie. Tym sposobem utworzył się łańcuszek klasowy, niczym zabawa w nie głuchy telefon, i jedna pani drugiej pani, a nawet jeden pan drugiemu panu, lub drugiej pani, zdawali metodą ustną raport stanu poszukiwań według alfabetycznej listy z dziennika. A tym, którzy się wstępnie deklarowali dołączyć do akcji, podawali ustalenia, które się same w trakcie ustalały, namaszczały, nabierały mocy, dochodziły, cukrowały i w końcu ustanawiały.
Wszystko się pięknie ustanowiło i ziściło w czystej konsumpcji ustanowienia, spotkania, rozmów i tańców w realu (miało się angielski w szkole!), a zwłaszcza wspomnień z dawnych czasów niezapomnianej, szalonej, pionierskiej, „około wojennej” młodości, kiedy nikt nie znał słowa komputer, a żyło się wcale wcale.
P.S.
Jedyną ofiarą, jaką poniosła Nasza Klasa owego wieczoru, celebrując nieokrągłą rocznicową datę ukończenia szkoły, a zwłaszcza pomyślnego zdania matury (podobno, wtedy jeszcze, był to nie lada wyczyn), była niespodziewana nieobecność wychowawczyni, Naszej Krysi Kochanej. Była to nieobecność nieusprawiedliwiona. Albo: łańcuszek ustny nie zadziałał w tym jednym jedynym przypadku. Zabrakło pisma, czarno na białym, choćby zdania-ustalenia-potwierdzenia-powtórzenia w Eterze Poczty Polskiej, Internetu lub Telefonii Analogowej tudzież Komórkowej. Tak więc, zmarnowany bukiet dziękczynny, przecudnej urody, realny do bólu, stał w kącie lokalu i przypominał nam o rozbieżnościach w postrzeganiu sztuki komunikacji XX wieku plus minus.