Reklama

Biznes

Politolog o wyborach w USA: Wielu wybierze “mniejsze zło”

Z prof. Krzysztofem Żarną z Zakładu Stosunków Międzynarodowych Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 30.09.2016
29491_glowne
Share
Udostępnij

Jaromir Kwiatkowski: Jesteśmy po pierwszej debacie kandydatów na prezydenta USA – Hillary Clinton i Donalda Trumpa. W październiku czekają nas jeszcze dwie debaty w tym składzie oraz debata kandydatów na wiceprezydentów. Śledził Pan pierwszą debatę?

Prof. Krzysztof Żarna: Tak, oczywiście.

I jak Pan ją ocenia? Kto lepiej wypadł?

Biorąc pod uwagę przygotowanie obojga kandydatów, nad którym pracują całe sztaby psychologów, specjalistów od wizerunku, marketingu politycznego i public relations, to większym spokojem i pewnością charakteryzowała się Hillary Clinton. W opinii większości analityków zwyciężyła. Interesujące jest to, jaka była oglądalność tej debaty. Ponad 80 mln osób, a więc o 3 mln więcej niż w przypadku debaty Ronalda Reagana z Jimmy’m Carterem w 1980 r.

Wspomniał Pan o sztabach kandydatów. Czyli w takich debatach wszystkie kwestie, ruchy, gesty są przećwiczone, niewiele jest miejsca na spontan.

Rzeczywiście, niewiele, ponieważ jest to ostatnia prosta kampanii…

…i nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd.

To prawda. Nie można sobie pozwolić na najmniejszy lapsus, wpadkę, która utkwi w pamięci wyborców, bo to może mieć kluczowe znaczenie podczas głosowania.

Na debaty kandydatów na prezydenta USA patrzy cały świat. Z oczywistych powodów: Stany to wciąż supermocarstwo nr 1 na świecie, więc na pewno nie jest rzeczą obojętną, kto tam będzie przez najbliższe lata rządził. Tym bardziej, że władza prezydenta jest w amerykańskim ustroju bardzo silna.

Rzeczywiście, Stany Zjednoczone Ameryki są mocarstwem o charakterze globalnym, dlatego wybór prezydenta tego państwa budzi wiele emocji właściwie na całym świecie. Jest to dosyć skrajny wybór. Przyglądając się badaniom opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych widzimy, że zarówno Clinton, jak i Trump są dość negatywnie postrzegani. Dlatego dla wielu wyborców kluczowym może być wybór „mniejszego zła”. A kluczem do tego będzie przedstawienie się danego kandydata jako osoby bardziej odpowiedzialnej. Pamiętajmy bowiem, że prezydent Stanów Zjednoczonych to osoba, która może decydować o użyciu broni atomowej.

Do debat prezydenckich w USA przywiązuje się wielką wagę. Czy rzeczywiście są one w stanie cokolwiek rozstrzygnąć, przekonać niezdecydowanych?

Zdecydowanie tak. Pamiętajmy, że zarówno Hillary Clinton, jak i Donald Trump nie mają 100-procentowego poparcia wśród zwolenników ich własnych partii. Dlatego, o czym mówiliśmy na początku, na finiszu kampanii może zaważyć najmniejszy szczegół, który da się zapamiętać. Proszę zwrócić uwagę, że w przypadku tej debaty kandydaci przyjęli bardzo różne postawy: z jednej strony cały czas uśmiechnięta Hillary Clinton, z drugiej – nerwowy Donald Trump, który kilkakrotnie dał się wyprowadzić z równowagi. To są elementy, na które zwraca się uwagę.

No tak. Pewnie zadziałała różnica temperamentów.

Proszę zwrócić uwagę na pierwszą ze słynnych debat w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki – pomiędzy Richardem Nixonem a Johnem Fitzgeraldem Kennedym w 1960 r. Tam kluczowy był wygląd zewnętrzny i spokój. JFK był ubrany w odpowiedni sposób i – w przeciwieństwie do Nixona – nie zlewał się z tłem. JFK był uśmiechnięty, spokojny, pewny siebie, Nixon był nerwowy. Ten element w dużej mierze zadecydował wówczas o wygranej Kennedy’ego. Debata Clinton – Trump przypominała trochę reality show, ponieważ już w pierwszej części, dotyczącej gospodarki, pojawiły się dwa punkty zapalne. A mianowicie, kwestia ujawnienia zeznań podatkowych Donalda Trumpa i poufnych listów mailowych Hillary Clinton.

Właściwie powinniśmy się przyzwyczaić, że debaty nie są bez znaczenia. W Polsce mieliśmy do czynienia z takimi, które znacząco wpłynęły na rzeczywistość.

Jeżeli popatrzymy na polskie debaty, to wymieniłbym trzy zasadnicze. Pierwsza, jeszcze z 1988 r. – pomiędzy Lechem Wałęsą a szefem OPZZ, Alfredem Miodowiczem. Wałęsa górował wtedy nad nowomową partyjną Miodowicza. Drugi przykład to debata prezydencka Lech Wałęsa – Aleksander Kwaśniewski w 1995 r. Stwierdzenia Lecha Wałęsy „To pan wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku” oraz „ja panu mogę nogę podać” mogły okazał się kluczowe i zadecydować o przegranej Wałęsy w wyborach. Trzecia debata, która budziła bardzo duże emocje, to debata pomiędzy Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim w 2007 r. To był moment „zabetonowania” sceny politycznej przez oba te obozy. Do debaty stanęło dwóch przywódców, a sprawą kluczową była kwestia nieznajomości cen różnych towarów przez Kaczyńskiego. Ale kluczem do tego, by w naszej rzeczywistości taka debata budziła silne emocje, jest to, by było to starcie dwóch silnych osobowości. Nie może to być debata w rodzaju dyskusji 10 kandydatów przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi, na którą nie przyszedł Bronisław Komorowski. Wyglądało to jak wygłaszanie orędzi, a nie klasyczna debata w stylu amerykańskim.

Wróćmy na koniec jeszcze raz na amerykański grunt. Donald Trump podczas spotkania z przedstawicielami Polonii zapowiedział, że jeżeli wygra wybory, to zniesie wizy dla Polaków. Czy należy brać poważnie tego typu deklaracje, czy raczej są to tzw. obietnice przedwyborcze, mające na celu zjednanie sobie dość licznego elektoratu?

Polonia amerykańska to dość duży elektorat, bo ocenia się go na ok. 10 mln osób. A więc jest to elektorat znaczący. Był to ostatni moment, który Donald Trump mógł wykorzystać do tego typu deklaracji, bowiem jego wcześniejsze wypowiedzi dotyczące migrantów wzbudziły bardzo wiele kontrowersji. Część Polaków mogła się w tamtym momencie czuć urażona. Spotkanie w takim momencie może być rzeczywiście kluczowe. Deklaracja Trumpa o zniesieniu wiz spotkała się z dużą owacją ze strony obecnych na sali przedstawicieli Kongresu Polonii Amerykańskiej. Ale w przeszłości wielokrotnie spotykaliśmy się z sytuacją, że kandydaci w kampanii wyborczej „uśmiechali” się w stronę Polonii.

Czyli obietnic Trumpa nie należy do końca brać poważnie?

Otóż to. Zwłaszcza, że analitycy wskazywali na to, iż sam Donald Trump nie miał dużej wiedzy w tym obszarze. Ale, kto wie? Może na bazie tego zwycięstwa rozpocznie się proces znoszenia wiz? Natomiast tu jeszcze dochodzi jedna rzecz: myślę, że Trump – jeżeli chce zabiegać o poparcie Polonii amerykańskiej – powinien jasno sprecyzować swoje stanowisko wobec Rosji. Stanowisko Polonusów wobec Federacji Rosyjskiej jest bowiem jednoznaczne.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy