Reklama

Biznes

Politolog o wymianie kadr: Jasne reguły, bez hipokryzji

Z dr. Pawłem Kucą, politologiem z Uniwersytetu Rzeszowskiego, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 05.01.2016
24059_19384_13336_Kuca_1
Share
Udostępnij
Radni sejmiku zgodzili się w poniedziałek na odwołanie Marka Ordyczyńskiego, radnego PO, z funkcji dyrektora podkarpackiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, więc należy się spodziewać, że w najbliższym czasie będzie miała miejsce zmiana na tym stanowisku. I że to dopiero początek „karuzeli stanowisk” po zmianie koalicji rządowej. Z każdą taką zmianą powtarza się ten sam schemat: ugrupowanie stojące za odwoływanym krzyczy, że to skandal i sprawa polityczna, zapominając jakby, że kiedy ono dochodziło do władzy, robiło dokładnie to samo. Nad tymi mechanizmami wznoszą się Himalaje hipokryzji, co dotyczy zresztą wszystkie strony sceny politycznej.
 
To jest spektakl na użytek wyborców, który powtarza się przy każdej zmianie władzy. Ekipa, która przychodzi, zwalnia ludzi poprzedniej ekipy; partie, które kiedyś desygnowały zwalnianych, krzyczą, że zwolnienia są przeprowadzane z motywów politycznych, a ci, którzy teraz przyjdą, będą wołać tak samo, kiedy sami będą odwoływani. Bo ten moment, prędzej czy później, przecież nadejdzie. 
 
Zwalniani i ich partie dużo krzyczą, tylko odnoszę wrażenie, iż nikt – żadna strona sceny politycznej – nie jest zainteresowany tym, by tę sytuację ucywilizować.

Bo jest ona wszystkim na rękę. Nie ulega wątpliwości, że bycie działaczem partii, która rządzi, ułatwia znalezienie dobrej pracy. Obóz rządzący, szukając ludzi na stanowiska, w pierwszej kolejności przegląda swoje kadry. Mało tego, siedzący na owej „ławce kadr” za ich zaangażowanie np. w kampanię wyborczą, często wręcz oczekują nagrody w postaci stanowiska. W Polsce administracja rządowa czy samorządowa na ważne stanowiska nie szuka ludzi na rynku pracy. A jeżeli, to są to sytuacje wyjątkowe, a nie norma. 
 
Pamiętam, jak jeden z działaczy PO, kiedy już było coraz bardziej widoczne, że Platforma przegra październikowe wybory, mówił prywatnie z pewnym rozgoryczeniem, że ludzie, którzy przy rekomendacji tej partii obejmowali różne stanowiska, naraz zaczęli głosić, iż o objęciu przez nich tych funkcji zadecydowały wyłącznie ich kompetencje, a nie przynależność partyjna. 
 
Jak powinna wyglądać wymiana kadr po zmianie obozu rządzącego, na co skądinąd – jak już wspomniałem – nikt nie ma ochoty?

Powinny być określone jasne reguły, bez całej tej hipokryzji. Po prostu, należałoby określić kategorię stanowisk, które nowa władza ma prawo obsadzić ludźmi, do których ma zaufanie. I to powinny być stanowiska kadencyjne, do momentu wymiany ekipy rządzącej. Poza tymi stanowiskami należałoby budować profesjonalny korpus urzędniczy, niezależny od polityki. Urzędnikom, którzy pracują w administracji rządowej czy samorządowej powinno się dobrze płacić, ale jednocześnie powinny być im postawione bardzo wysokie wymagania merytoryczne. 
 
No dobrze, przechodząc na poziom konkretu: czy – trzymając się tego przykładu, od którego zacząłem – dyrektor oddziału ARiMR (chodzi o funkcję, nie o nazwisko czy przynależność partyjną) powinien podlegać wymianie po zmianie władzy, czy nie?

Rozumiem prawo do wymiany prezesa ARiMR. Wymianę dyrektora oddziału też jestem w stanie jeszcze zrozumieć.  Natomiast nie jestem już przekonany, że nowy dyrektor – a taka bywała praktyka – powinien zmieniać z klucza wszystkich powiatowych kierowników.
 
Jest jeszcze jeden, wręcz kluczowy aspekt sprawy, który powinno brać się pod uwagę przy zmianach kadrowych: czy wymieniamy gorszego na lepszego, czy wręcz przeciwnie. W Polsce to się odbywa na takiej zasadzie, że przedstawiciel obozu, który wygrał, zastępuje przedstawiciela obozu, który przegrał. A to, czy jest on merytorycznie lepszy czy gorszy, nie ma żadnego znaczenia. W efekcie – i to jest problem – na tego typu stanowiskach jest generalnie mało apolitycznych fachowców.  
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy