Reklama

Biznes

InternetBeta 2014 – zmiany i inspiracje płynące z sieci

Anna Olech
Dodano: 10.09.2014
14531_IMG_9637
Share
Udostępnij
Każda kolejna edycja tej konferencji pokazuje, jak ogromna siła drzemie w sieci i że najróżniejsze branże mogą ze sobą współpracować, by wykorzystywać jej możliwości. Po raz szósty na InternetBeta przyjechało do podrzeszowskiej Kielnarowej kilkaset osób z całej Polski, które chcą się podzielić swoją wiedzą i nauczyć się czegoś nowego od innych. Ci, którzy na konferencję przyjechali po raz kolejny przyznają, że  tu najlepiej widać, jak bardzo Internet się zmienia. Będą o tym dyskutować przez trzy najbliższe dni. 
 
Dziś już nikt nie uważa, że pomysł Mateusza Tułeckiego, ojca Bety, jest szalony. Konferencja, która co roku odbywa się w Rzeszowie, pokazuje, że najróżniejsze branże wykorzystujące Internet potrzebują wspólnego spotkania, bo to niebywała okazja, by się wzajemnie inspirować. Na otwarciu InterneBety Tułecki wspominał, że jeden z profesorów WSIiZ mówił o nim, że ma sto pomysłów na minutę, ale żadnego niezrealizowanego. – Beta mi się jednak udała – żartował Mateusz.
 
Koszulkę Dody prać czy nie?

Paweł Tkaczyk z Midea, ekspert nowoczesnego brandingu, w prelekcji „Czy t-shirt Dody wyprać przed sprzedaniem na Allegro” poruszył kwestię prawdy, przypisywaniu wartości i biznesie. Stwierdził, że w biznesie prawda równa się pieniądz, ale tak naprawdę niewiadomo jak tę prawdę mierzyć, w jakich jednostkach. – Można oczywiście przyjąć sposób naiwny, że prawda równa się rzeczywistość – mówi Tkaczyk i podał przykład używanego volkswagena golfa z roku 2005. Jego cena to 16 400 zł. Ale gdy taki sam samochód pojawił się z dodatkową informacją, ze jeździł nim kardynał Joseph Ratzinger,  późniejszy papież Benedykt XVI, wówczas jego cena wzrosła do ponad 188 tys. euro. – Wartość wzrosła, ale czy informacja dotycząca właściciela jest prawdą? Nie, bo Ratzinger nigdy nie prowadził samochodu, nie ma nawet prawa jazdy – wyjaśniał Tkaczyk. – Drugim sposobem mierzenia prawdy jest teza, że prawda jest jak dupa – każdy ma swoją. Dowód? Ten samochód jest wart tych pieniędzy, ale nie dla każdego, tylko dla niektórych. 
Prawda jest też filtrem. Właściciel Midea udowadniał to na przykładzie „bólu dupy”. –  Daniel Kahnemann prowadzał w szpitalu badania dotyczące tej kwestii i okazało się, że najbardziej traumatycznym doświadczeniem dla pacjentów była kolonoskopia. Sprawdzał jak mocno zapamiętuje się ból z tego badania, w zależności od długości zabiegu. okazało się, że w przypadku krótszych badań pacjenci uważali, że ból nie był tak dotkliwy, natomiast krótkie badanie sprawiało, że ból pamiętali jako ogromny. Co z tego wynikało? Że człowiek pamięta początek, koniec i ekstrema, a pozostałe wspomnienia są usuwane. Wykorzystał to Robert Legato, mistrz od efektów specjalnych, który pracował m.in. przy „Titanicu”. W filmie „Apollo 13” miał odtworzyć scenę startu. W tym celu zebrał ludzi w sali kinowej i wyświetlił im oryginalny materiał ze startu, który emitowano przed laty w telewizji. Po wyjściu z kina pytał widzów, co zapamiętali. Okazało się, że każdy inaczej zapamiętał ten start, ponieważ mózg inaczej przefiltrował te wspomnienia. Na podstawie tych relacji stworzył scenę w „Apollo 13”, która była tak niewiarygodnie doskonała, że eksperci NASA byli przekonani, że to materiały oryginalne. – Prawda jest po prostu filtrem – mówił Tkaczyk.
– Człowiek jest też naturalnym snobem, czyli ceni rzeczy, które są mniej dostępne, rzeczy unikalne, do stworzenia których wykorzystano kreatywną energię, gdzie liczy się esencja – kontynuował i jako przykład podał koszulkę Dody, którą piosenkarka wystawiła na aukcję. Miała ją na sobie, gdy wylała na siebie kubeł wody biorąc udział w akcji ice bucket challenge. – Jak podnieść wartość takiej koszulki? Otóż powinna być ozdobiona ręcznie, nieprana, dostarczona osobiście. To sprawdzone, że wartość przedmiotu wzrasta, gdy dorabiana jest do niego jakaś historia, niekoniecznie prawdziwa – puentował Paweł Tkaczyk.
 
Internet zmienił społeczeństwo

Edwin Bendyk, dyrektor Ośrodka Badań nad Przyszłością w Collegium Civitas, przekonywał, że dzięki internetowym narzędziom, jak Youtube, każdy z nas może być bohaterem naszych czasów, stopniowo coraz bardziej aktywnym i czynnym. – Coś, co kilkanaście lat temu było niedopuszczalne, jak np. dzielenie sie na blogu wspomnieniami z wakacji, bo było traktowane jako zbyt intymne, dziś jest już czymś naturalnym.  Nie dziwią nawet  sytuacje, gdy ktoś w ostatnich chwilach życia chwyta do ręki smartphona i dodaje wpis na portalu społecznościowym – mówił Bendyk.
Z badań przez niego przytaczał wynika również, że im intensywniej komunikujemy się w sieci, tym silniejsze są nasze relacje w realu. Oczywiście postępuje indywidualizacja użytkowników sieci, ale jednocześnie, rośnie intensywność komunikacji i chęci współdziałania, czego są dowodem ruchy społeczne. Choć zmiany w społeczeństwie są widoczne. – Francuski socjolog Alain Touraine uważa, że społeczeństwo do jakiego przywykliśmy, czyli zorganizowane w różne struktury, klasy, już nie istnieje. Dowód? Do Pomarańczowej rewolucji na Ukrainie nawoływał Wiktor Juszczenko i partie polityczne, teraz hasło by iść na Majdan padło na Facebooku. Dziś żyjemy już w realnej wirtualności, nie w wirtualnej rzeczywistości – udowadniał Edwin Bendyk. 
 
Innowatorzy i naśladowcy

Roman Łoziński, dyrektor strategii Ars Thanea, zwrócił uwagę, że Beta jest papierkiem lakmusowym dla branży nowych technologii. Każdego roku co innego jest głównym tematem rozmów, tym razem głównym kryterium oceny startupów jest skalowalność. – Ale widzę taką krótkowzroczność w tej kwestii – zauważył Łoziński i na przykładzie jednego zaiernka piasku i tysięcy ziaren pokazał, jak bardzo zmienia się obraz sytuacji, gdy jest obserwowana w mikroskali lub makroskali. Podobnie jest z ludźmi, którzy inaczej zachowują się jako indywidualne jednostki, a inaczej w grupie. – Pracuję w reklamie, w grupie kreatywnej. Często są to wybitne osoby, które wspaniale działają jako jednostki, ale gdy zaczyna się ich łączyć razem, nagle tracą zdolność rozwiązywania problemów, a zyskują zdolność nową – tworzenia kolejnych. Jeśli ludzi połączyć w grupy, to ich uwagę zaczyna angażować uwagę nie to, żeby wspólnie rozwiązać problem, ale np. że by być akceptowanym przez innych. Grupa ma ogromny wpływ na pozostałych, gdyż ludzie mają tendencję do tego, by dopasowywać się do innych, a nie do tego, by dążyć do rozwiązywania problemów. Większość osób ma też tendencję, żeby przyjmować opinię większości, tylko nieliczni dążą do podtrzymania swojej opinii – mówił Łoziński.
 
Nie jest też łatwo znaleźć innowatorów, którzy stanowią niewielki procent populacji. Zdecydowana większość ludzi to naśladowcy. 
Skalowalność, czyli zapewnienie coraz wydajniejszej pracy w miarę rozwoju firmy, w naturalny sposób rozwija hierarchizacja ludzi. Jakie zatem są szanse, że znajdziemy innowatorów? Około 97 proc. szans mamy na to, że zatrudnimy jednak naśladowców. Im ktoś jest bardziej kreatywny, tym krócej pracuje w firmie. Natomiast firma, która rozwija się, dążąc do tego, by wszystko działało na zasadzie mechanizmu zegarka, staje się coraz bardziej sztywna i krótkowzroczna, ponieważ stara się unikać problemów. 
 
Właśnie to usztywnienie organizacji może stanowić o zastoju w rozwoju. – Każda nowa kategoria i nowa technologia tworzy nowe szanse i nowe potrzeby. Dlatego tak istotne jest reagowanie na potrzeby odbiorców, ale nie wszyscy to robią. Dlaczego np. Nokia nie zareagowała, gdy pojawiły się smartphony? Albo GaduGadu, gdy pojawił się Facebook? Rynek zmieniają „idioci”, którzy pojawiają się raz na jakiś czas, robią coś zupełnie inaczej, bo nie wiedzieli, że tak się nie da, tak się nie robi i im się udaje. Rynek traktuje ich trochę jak dzieci, bo uważamy, że kreatywność jest chaotyczna, a przecież kreatywność nie jest procesem liniowym – mówił Łoziński. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy